Podziwiana przez miliony, ale zostawiona sama sobie, a w zasadzie porzucona przez najbliższych i rodzinę.
Narkotyki, alkohol, a dookoła sami przyjaciele… Tylko gdzie oni byli i co zrobili, aby jej pomóc?! Młoda angielska, utalentowana piosenkarka jazzowa – kompozytor i autorka wielu swoich piosenek – Amy Winehouse, uwielbiana przez świat. Wszyscy zachwycali się jej głosem, wszyscy patrzyli też patrzyli jak upada się na dno i pozwolili jej umrzeć obserwując i krytykując jej staczanie się. Można powiedzieć takie jest życie, ale czy tak musi być!?
Film dokumentalny o życiu Amy jest właśnie w kinach. Mam nadzieję, że dotrze do ludzi i uświadomi każdemu jakimi wartościami w życiu powinni się kierować.
Film był wstrząsający, teksty jej piosenek smutne, opowiadające o niepewności, głebokiej wrażliwości i tęsknocie za miłością. Śmiało mogę powiedzieć, że o nieszczęśliwym życiu, zawiedzionej miłości, mężu narkomanie, ojcu, który ją zostawił w dzieciństwie, a potem żerował na jej majątku. Ale Amy miała coś najwspanialszego na świecie, coś co zdarza się tylko nielicznym –pasję i talent, który w tak krótkim jej życiu pozwolił światu rozkoszować się smakiem jej twórczości. Żyła dla muzyki, a ona cudownie rozbrzmiewała z jej głosu tak, aby dać szczęście innym.
Sam film jest dokumentem przypominającym patchwork, jak życie Amy. Kawałki emocji, znajomych, przyjaciół, mężczyzn i managerów, sukcesów i porażek, alkoholu i narkotyków. Do tego bezwzględna machina showbiznesu z wielkimi twórcami, ale i małymi hienami… Obrazy złożone z filmów kręconych w jej dzieciństwie (VHS), ze starych telefonów komórkowych i nagrań z tras oraz koncertów. Poszarpany w obrazach, ale spójny myślowo, muzycznie i narracyjnie. Obrazy tylko uzupełniają przesłanie silnie akcentowane przez reżysera (Asif Kapadia, GB).
Warto to zobaczyć i po powrocie z kina i włączyć „Rehab”…